środa, 21 października 2009

Cafe latte vs latte macchiato ;-)

Czyli - wyprawa do Włoch.

Destination: Miggiano - malownicza miejscowość na fleczku włoskiego obcasa, maxymalne południe, o tu:



Dzięki temu, że kierowca autokaru, który miał nas odebrać z lotniska Cialdini w Rzymie, nie mówił po angielsku, spędziliśmy na schodach owego obiektu architektonicznego kilka godzin, obserwując upływ czasu i wzrost temperatury otoczenia:



BTW, zanim wreszcie podjechał długo oczekiwany autokar, temperatura doszła do 25 st.C - natomiast godzina doszła do 11.27 ;-)

Anyway, autokarem ponad 600 km, na szczęście autostradą. Widoki z autokaru zachwycałyby nas dużo bardziej, gdybyśmy nie popadali ze zmęczenia... ;-) Anyway, widok na klasztor na Monte Cassino zza szyb autokaru:



zanim odpadłam, wzrok mój zarejestrował pasmo górskie za oknem:



a po przebudzeniu - morze:



wieczorem dotarliśmy na miejsce. Pierwsza rzecz, która przyciągnęła moją uwagę - plac JPII w centrum miasta.



nieustająco zachwycała nas flora:














zabytkami architektury zachwycaliśmy się nie tylko my: ;-) szukajcie, a znajdziecie kilka żywych stworzeń:



okolica słynie nie tylko z produkcji win, grappy, suszonych w słońcu pomidorów, kaparów czy oliwy z oliwek, ale również z wyrobów glinianych:




włoskie poczucie humoru:





gra słów:



Lecce - miasto, które zadaje kłam tezie, że południe Włoch było biedne. Miasto zbudowane z ogromnym przepychem. Pozostałości amfiteatru, katedra - a na jej drzwiach znajoma postać. A potem - kolejna katedra, jeszcze potężniejsza:











no i jeszcze - trochę mnie nad Adriatykiem, w różnych miejscowościach na wybrzeżu:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz