Czyli - wyprawa do Włoch.
Destination: Miggiano - malownicza miejscowość na fleczku włoskiego obcasa, maxymalne południe, o tu:
Dzięki temu, że kierowca autokaru, który miał nas odebrać z lotniska Cialdini w Rzymie, nie mówił po angielsku, spędziliśmy na schodach owego obiektu architektonicznego kilka godzin, obserwując upływ czasu i wzrost temperatury otoczenia:
BTW, zanim wreszcie podjechał długo oczekiwany autokar, temperatura doszła do 25 st.C - natomiast godzina doszła do 11.27 ;-)
Anyway, autokarem ponad 600 km, na szczęście autostradą. Widoki z autokaru zachwycałyby nas dużo bardziej, gdybyśmy nie popadali ze zmęczenia... ;-) Anyway, widok na klasztor na Monte Cassino zza szyb autokaru:
zanim odpadłam, wzrok mój zarejestrował pasmo górskie za oknem:
a po przebudzeniu - morze:
wieczorem dotarliśmy na miejsce. Pierwsza rzecz, która przyciągnęła moją uwagę - plac JPII w centrum miasta.
nieustająco zachwycała nas flora:
zabytkami architektury zachwycaliśmy się nie tylko my: ;-) szukajcie, a znajdziecie kilka żywych stworzeń:
okolica słynie nie tylko z produkcji win, grappy, suszonych w słońcu pomidorów, kaparów czy oliwy z oliwek, ale również z wyrobów glinianych:
włoskie poczucie humoru:
gra słów:
Lecce - miasto, które zadaje kłam tezie, że południe Włoch było biedne. Miasto zbudowane z ogromnym przepychem. Pozostałości amfiteatru, katedra - a na jej drzwiach znajoma postać. A potem - kolejna katedra, jeszcze potężniejsza:
no i jeszcze - trochę mnie nad Adriatykiem, w różnych miejscowościach na wybrzeżu:
środa, 21 października 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz